Stara Feministka w bibliotece


Nasza znajoma, pani Aleksandra, miała okazję spotkać w bibliotece osiedlowej Starą Feministkę (lat 75). Owocem tego kontaktu są dwie scenki rodzajowe, które przedstawiamy poniżej.

Występują:

Bibliotekarka
Stara Feministka
Doktorantka

Akt Pierwszy: Dajcie spokój z tą Środą.

B: …nie, proszę pani, nie będę tego czytać, ja Środy nie lubię.
SF: Ale proszę pani, ale Środa mówi…
B: Proszę pani, mnie nie interesuje, co Środa ma do powiedzenia.
SF: Ale jak to, nie chce pani zarabiać tyle, co mężczyźni?
B:  Nie, proszę pani, nie chcę.
SF: <zgroza>
B:  Chcę się zajmować domem i dziećmi, które potem będą na moją emeryturę pracować.
SF: Ależ co pani opowiada, na emeryturę sobie pani sama zarabia!
B:  Przepraszam bardzo, a z czyich pieniędzy te emerytury są wypłacane? Pani dostaje z moich, na mnie będą moje dzieci pracować.
SF:  Nie, nie, ja mam swoje odłożone, dzieci tu nie mają nic do rzeczy, ja mam milion odłożony.
B: Tusk nam wszystko zabrał!

Akt drugi: Doktorantka zapisuje się do biblioteki.

B: Pani jest studentką?
D: Studentką, doktorantką, co pani woli.
B: Co pani studiuje?
D: Filologię klasyczną, matematykę, co pani woli.
SF: Jak to: „co pani woli”?! Przecież to zupełnie różne kierunki!
D: Owszem, ale studiuję je oba.
SF: <z nieopisaną pogardą w głosie i wzroku> Dwa fakultety? I przyjęli panią?
D: Jak widać.
SF: Ale płaci pani za drugi kierunek?
D: Nie, za drugi kierunek się jak na razie nie płaci.
SF: Ale jakże to tak można! Trzeba się zdecydować – skończyć studia, zrobić doktorat, habilitację…
D: Ależ z największą przyjemnością, niech mi pani tylko etat na uczelni zagwarantuje, wtedy nie będę potrzebowała furtki awaryjnej.
SF: Och, ależ po doktoracie nie trzeba pracować na uczelni.
D: A gdzie jeszcze przyjmują do pracy na podstawie doktoratu z filologii klasycznej?
SF: No bo takich rzeczy się nie studiuje. Trzeba iść na politechnikę i potem się zarabia.