Taki napis, w trzech językach: polskim, niemieckim i rosyjskim, znajdował się w każdej celi więzienia, którym stał się w czasie wojny klasztor benedyktynów na Świętym Krzyżu. Racje żywnościowe były tam tak skąpe, że więźniowie umierali przede wszystkim z głodu.
Ciekawe są dzieje opactwa, znajdującego się teraz w rękach Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. W jakimś sensie odzwierciedlają losy Polski, ich zmienność i tragizm. Wiele można się nauczyć uważnie słuchając przewodników, oglądając budynki i eksponaty. O lekcję historii łatwiej tu niż o modlitewne skupienie: pielgrzymki i wycieczki sprawiają, że często bywa tłoczno. Zdecydowanie jednak warto. Więcej: wydaje się, że powinna to być pozycja obowiązkowa w życiu rodziny. Raz chociaż pojechać, wdrapać się na ten łatwy do zdobycia szczyt (nazwa geograficzna Łysa Góra), pomodlić się przed relikwiami Krzyża świętego, posłuchać świętokrzyskich legend, poznać historię opactwa, ujrzeć, póki to możliwe – bo zarastają gołoborza.
„Pozdrówcie ode mnie Świętokrzyskie Góry/ szepnął i skonał Major Ponury” – śpiewają harcerze w piosence. Ostatnie słowa majora miały brzmieć podobno: Powiedz żonie i rodzicom, że ich bardzo kochałem, i że umieram jako Polak… I pozdrówcie Góry Świętokrzyskie… Legenda majora jest żywa. Szczątki Majora zostały w 1987 r. przeniesione do klasztoru cystersów w Wąchocku, a w czerwcu 1988 uroczyście pochowane w klasztornej ścianie, co poprzedziły trzydniowe uroczystości pogrzebowe.
Podobnych śladów przeszłości chwalebnej i tragicznej jest na Kielecczyźnie wiele. Nad samymi Kielcami wznosi się wzgórze Karczówka. Stoi na nim kościół, który należał kiedyś do oo. bernardynów. W 1864 roku został on zlikwidowany przez władze carskie za pomoc okazaną powstańcom styczniowym.
Ziemia Świętokrzyska jest urokliwa. Zurbanizowana w małym stopniu, niezbyt gęsto zaludniona, zalesiona, cicha. Piękna Jaskini Raj nie sposób opisać – trzeba zobaczyć.