Czy żyjemy w czasach ostatecznych?


wojtyla

Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!

 

Jako dziecko uczestniczyłem w zebraniach fundamentalistycznego kościoła protestanckiego i często słuchałem kazań na temat końca czasów. Były one oparte na specyficznym sposobie interpretowania Biblii. W tej teologii historia dzieliła się na okresy, a Bóg i ludzie różnie zachowywali się w różnych okresach. Z punktu widzenia katolika to myślenie jest błędne, płytkie i zdecydowanie ludzkie.

Wierzymy jednak w koniec ludzkiej historii. Oto co pisał o nim Jan Paweł II. Podczas wizyty w USA w 1976 ówczesny kardynał Karol Wojtyła uczynił taką obserwację:

Stoimy przed największym wyzwaniem przed jakimkolwiek stała ludzkość. Nie sądzę, by szerokie kręgi Amerykanów lub szerokie kręgi chrześcijan zdawały sobie z tego sprawę. Jesteśmy świadkami ostatecznej rozgrywki między Kościołem, a anty-kościołem, między Ewangelią a anty-ewangelią.

Musimy być przygotowani na bardzo ciężkie próby w nieodległej przyszłości. Próby, które mogą wymagać nawet oddania życia – całkowitego daru z siebie Chrystusowi i dla Chrystusa. Poprzez modlitwę, waszą i moją, można złagodzić te udręki, ale nie sposób im zapobiec. Jakże wiele razy odnowa Kościoła była krwawa! Tym razem nie będzie inaczej.

Jak poważnie powinniśmy traktować słowa późniejszego papieża i świętego?

Bardzo poważnie. Ich autor był jednym z największych papieży w historii Kościoła. Poza tym był mistykiem, prorokiem i głosicielem prawdy. Osobiście cierpiał przez nazizm, komunizm, a nawet islam (pamiętajmy, że jego niedoszły zabójca był muzułmaninem, a on sam twierdził, że został uratowany tylko dzięki osobistej interwencji Naszej Pani z Fatimy).

Trudno nie rozważać tych słów w sercu. Co widział papież? Co zostało mu objawione?

Spójrzmy dokoła na pozostałości tego, co nazywało się kiedyś chrześcijańskim Zachodem. Zauważymy wiele przekonań i zachowań, które zainicjowały i przyśpieszają proces upadku: depopulację, zalegalizowaną aborcję, jawny homoseksualizm, spadającą liczbę małżeństw i rosnącą liczbę konkubinatów.

Jak mamy zmierzyć się z tak wielkim złem i pozostać ufni?

Zło wkrada się do naszego życia niepostrzeżenie, drogą małych kompromisów: mały akt nieposłuszeństwa, lekki grzech, który łatwo usprawiedliwić, ukłon w stronę świata, pozornie nieznaczący akt tchórzostwa, który ma uczynić życie łatwiejszym.

Wspomnijmy pierwszych męczenników. Ich prześladowcy nie wymagali wiele. Nie domagali się czci dla wszystkich pogańskich bogów. Trzeba było jedynie okazać swoje posłuszeństwo cezarowi i lojalność wobec imperium. W tym celu wystarczyło wrzucić szczyptę kadzidła do ognia płonącego przed wizerunkiem cezara. A jednak woleli umrzeć niż wrzucić tę szczyptę.

Dziś – jak i kiedyś – są też tacy, którzy chętnie godzą się na uwspółcześnioną wersję katolicyzmu. Niepokoi ich konserwatyzm hierarchii. Chętnie reedukowaliby pasterzy.

Nie idź na kompromisy. Pozostań wierny. Lojalny, wiarygodny, mocny.

Na podstawie: http://www.patheos.com/blogs/standingonmyhead/2014/06/are-we-living-in-the-end-times.html