Ja chcę. Ja pragnę. Domagam się. Mam prawo. Do osobistego szczęścia. Do wyboru. Do dziecka. Do świętego spokoju. Do ułożenia swojego życia pod kątem swoich oczekiwań. Do akceptacji. Do tolerancji. Do wszystkiego. Taki wniosek wynika z przekazu, którym jesteśmy często karmieni. Wygłaszają takie opinie tzw. celebryci, a nawet ludzie z tytułami profesorskimi. Znak naszych czasów. Postawa roszczeniowa. Prezentują ją dzieci i nastolatki, ale to jeszcze da się wytłumaczyć niedoświadczeniem i dorastaniem. Prezentują ją też dorośli. Ego zasiada na tronie. Bóstwo współczesności.
Przepaść pomiędzy tym myśleniem, a chrześcijańskim powołaniem do służby jest nie do przeskoczenia. Czytając biografie, pamiętniki, żywoty świętych natrafiamy na pytania: Czego oczekuje ode mnie Bóg? W jaki sposób mam wypełnić Jego wolę? Jak ją odczytać? Gdzie jest moje miejsce? Helena Kowalska, służąca, kucharka, później siostra Faustyna (w zakonie również „fizyczna”) szuka odpowiedzi na te pytania na kolanach. Pan Bóg zleca jej niezwykłą misję, nie ułatwia jej wykonania. Moc w słabości się doskonali. Po latach wiemy, że dokonała rzeczy pozornie niemożliwych.
„Nic ci się od Pana Boga nie należy” powtarzał nam ojciec duchowny w seminarium (usłyszane na kazaniu). Panu Bogu natomiast należy się od nas wszystko. Rzeczywistość ma sens, gdy patrzymy mając na horyzoncie Niebo. Wtedy nasze nieporadne wysiłki układają się w całość, jak puzzle. Sens istnienia człowiek i jego bytność tutaj stają się jasne. Po co tu jesteśmy, dokąd zmierzamy.
Joanna