To nie jest dzień strzaskanych tarcz


 

Żyjemy w teatrze ideologicznej wojny. Chwilami można o tym zapomnieć. Przyjemnie nawet zapomnieć, ale na długo – nie da się.

Jednym z frontów tej wojny jest jest prawo do życia. Prawo niby oczywiste, a notorycznie kwestionowane przez różne kręgi.

Zwykle cywilizacja śmierci atakuje, zachowując pozory racjonalności. Prawo do zabijania nazywa się prawem wyboru. Tak brzmi zdecydowanie lepiej – wszyscy chcemy mieć wybór, a w dorosłym życiu wiele nas ogranicza. Wybór można też uzasadnić: dramatyczną sytuacją materialną, zdrowotną, niedojrzałością psychiczną itd. Każda argumentacja jest tu de facto słaba, ale nie każdy odbiorca się zorientuje, szczególnie gdy zręcznie manipuluje się jego współczuciem. Aborcja (czy eutanazja) jawi się wówczas jako mniejsze zło.

Krok następny. Aborcja jest OK. Zdanie absurdalne. Człowiek myślący zaraz zaczyna się zastanawiać. OK dla kogo? Dla dziecka? Dla matki? Dla ojca? Dla społeczeństwa? Nie wiadomo.

Kłamstwo powtórzone wiele razy staje się prawdą. Zdaje się, że to hasło Goebbelsowskiej propagandy przyświeca autorom tej operacji socjotechnicznej. Kobiety niosące nową „prawdę” są fizycznie atrakcyjne, zadbane, dobrze ubrane, wysportowane i pewne siebie do bólu. Niełatwo być równie asertywnym. Odbiorca czuje się postawiony pod ścianą.

Bezczelność zła może obezwładniać. Ale nie powinna. W filmowym „Powrocie króla” jest scena bitwy pod Czarną Bramą. Przedstawiciel Mordoru usiłuje złamać ducha dowódców sugerując, że ich walka jest beznadziejna. Jeden z nich obcina mu głowę, domyślając się podstępu. Później widok przeważających wrogich sił wywołuje przestrach. I znów ten sam człowiek bierze odpowiedzialność na siebie. Wygłasza płomienną mowę i rozpoczyna atak. W innych miejscach trylogii i innych filmach fantasy, w których pojawiają się sceny batalistyczne, można ujrzeć coś podobnego. Walka jest przegrana, gdy obrońcy tracą ducha. Gdy bronią się desperacko, istnieje szansa.

Istnieje też szansa na to, by Polska nie poszła w ślady społeczeństw zachodnich. Kryzys rodziny nie musi się nasilać. Liczba rozwodów nie musi wzrastać, młode pokolenie nie musi wzrastać w przekonaniu, że miłość = seks z kimkolwiek i gdziekolwiek, a dzieci to przykry obowiązek, przeszkoda w realizacji życiowych planów, „wpadka”.

Praca organiczna, praca u podstaw. Podstawą jest rodzina, podstawowa komórka organizmu, jakim jest społeczeństwo. Na czym może polegać działanie? Na gotowości do rozmowy. Na budowaniu pozarządowych. Na umiejętności koordynacji grup o celach niesprzecznych w konkretnej sprawie. Na docieraniu na decydentów na różnych szczeblach. Pozyskiwaniu mediów dla naszej sprawy. Temu służy Stowarzyszenie Rodzin im. bł. Mamy Róży. Temu służą działające przy parafiach wspólnoty, którym często brak ludzi. Może jest tam miejsce dla nas?

„W posłudze miłości powinna nas ożywiać i wyróżniać określona postawa: musimy zatroszczyć się o bliźniego jako o osobę, którą Bóg powierzył naszej odpowiedzialności. (…) Właśnie przez pomoc okazaną człowiekowi głodnemu, spragnionemu, obcemu, nagiemu, choremu, uwięzionemu – a także jeszcze nie narodzonemu dziecku albo starcowi dotkniętemu przez cierpienie lub bliskiemu śmierci – jest nam dane służyć Jezusowi, który sam powiedział: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (MT 25, 40).” (Jan Paweł II, Evangelium vitae).

Joanna