Świątynia. Właśnie mijałyśmy budynek kościoła wraz z rusztowaniami postawionymi dla malarzy, gdy pojawił się ksiądz proboszcz.
-
Malują nasz kościół, mamo.
-
Tak, malujemy. Podoba ci się? – zapytał proboszcz.
-
Nie! – odparła zdecydowanie Marysia, wówczas czteroletnia.
-
Dlaczego?
-
Bo jest biały.
-
A jaki byś chciała?
-
Jakiś wesoły kolor. Np. czerwony.
-
Czerwony – powtórzył ks. proboszcz – Następnym razem o tym pomyślimy.
Dialog ten przypomniałam sobie wiele lat później, gdy ten sam proboszcz ogłosił malowanie wnętrza kościoła. Ku mojemu zdziwieniu zapowiedział, że białe dotąd ściany pokryją się kolorowymi malowidłami. I rzeczywiście: teraz w prezbiterium błyszczą w słońcu mury współczesnej Jerozolimy, sklepienie to niebo usiane gwiazdami, a na bocznych ścianach pojawiły się postacie świętych. Nasz nowy kościół stał się “stary” – freski, ornamenty, złocenia.
Wierni. Pewnego dnia zadzwonił znajomy z pytaniem, czy moglibyśmy pomóc przy budowie ołtarza na Boże Ciało. Nie znam się na budowlance, małżonek również. Wyraziłam więc wątpliwość, czy to ma sens. “Chodzi głównie o potrzymanie młotka” – wyjaśnił znajomy. Stawiliśmy się na miejsce. Przyszli też inni. Najwyraźniej ci sami od lat: przynieśli części ołtarza, elementy konstrukcji, narzędzia itp. Znajomy wystapił jako szef robót. Szereg prostych czynności, ale trzeba je jednak wykonać. Ktoś musi je wykonywać. Ktoś musi czuć się odpowiedzialny za całość, zorganizować ekipę, połączyć elementy, później posprzątać i zabezpieczyć.
Ten sam znajomy uświadomił mi później, że odpowiada także za mężczyzn niosących baldachim. Niedawno zwrócił uwagę na fakt, że ci panowie są coraz starsi. Może trzeba, by ktoś był gotów ich zmienić. Jedyny wymóg to garnitur. Tj. należy stawić się o czasie i w garniturze. I mieć chęć.
On sam ma chęć zawsze. Budować i demontować ołtarz, nosić baldachim, organizować piknik w parafii. Bedąc ojcem licznej rodziny na brak zajęć z pewnością nie narzeka. A jednak poczucie odpowiedzialności za wspólnotę sprawia, że podejmuje się takich zadań, zaznaczając przy tym, że występuje jako pomoc techniczna, czy “warsztatowiec”.
Kazanie. W pewnym klasztorze żyli dwaj pobożni i uczeni mnisi. W bibliotece znaleźli oni starą księgę, w której wyczytali, że istnieje takie miejsce, gdzie niebo dotyka ziemi.
Postanowili to miejsce styku nieba z ziemią znaleźć, aby wejść do radości Pana Boga.
Wędrowali więc po świecie, przemierzali góry i pustynie; przeżyli wiele niebezpieczeństw na lądzie i na morzu. Nigdy jednak nie utracili nadziei, pocieszali się w trudnych chwilach słowami: „Tam, gdzie niebo styka się z ziemią, będą drzwi, wystarczy zapukać i wejść!”.
Nadzieja ich nie zawiodła, po wielu latach trudów znaleźli to miejsce. Z bijącym sercem stali przed drzwiami. Wreszcie zapukali, otworzyli i… znaleźli się w celi ich dawnego klasztoru. Wtedy dopiero zrozumieli – a byli to mnisi uczeni i pobożni – że miejsce, w którym niebo styka się z ziemią jest tam, gdzie Bóg nas postawił.