Nad Wołgą, nad Wisłą, Zeitgeist


 

 

 

Po klęsce powstania styczniowego wielu naszych rodaków zostało zesłanych na Wschód. Niektórzy z nich, mężowie i ojcowie zwrócili się do cara z prośbą o zgodę na zesłanie wraz z rodzinami. Car wyraził zgodę (nie z miłości do Polaków, oczywiście). Trafili do miasta Samary nad Wołgą (około 60 rodzin) i tam zamieszkali. Była to zwarta społeczność, która wspierając się nawzajem, stworzyła dla siebie warunki do życia i rozwoju. Zaoszczędziwszy nieco pieniędzy, zapragnęli wybudować kościół. Na to już car nie wyraził zgody, więc zawarli cichą umowę z pewnym Żydem, który wystąpił o zgodę na budowę domu modlitwy. Uzyskawszy ją, za pieniądze Polaków zakupił grunt i wybudował budynek, który im służył za miejsce spotkań.

Jakiś czas później społeczność polska stała się na tyle wpływowa, że uzyskała zgodę na budowę kościoła. Piękna neogotycka świątynia pod wezwaniem Najświętszego Serca powstała w latach 1902 – 1906 wg projektu Tomasza Bohdanowicza-Dworzeckiego. Dwie 47 metrowe wieże czyniły ją przez długi czas najwyższym budynkiem w mieście. W czasie rewolucji kościół zamknięto i niszczał. W 1941 roku otworzono w nim muzeum (dzięki czemu nie został zburzony). Katolicy odzyskali świątynię w 1991 roku. Obecnie tę społeczność tworzy zaledwie 100 osób, ale mimo to budynek został wyremontowany i jest czynny jako miejsce kultu.

Podobne historie znane są pewnie wszystkim, których interesuje temat: Polacy na Wschodzie. Ja usłyszałam ją od księdza, który 10 lat posługiwał na Ukrainie a następne 12 w Rosji.

Co zwraca uwagę? Zesłańcy nie mogli być ludźmi bogatymi, podstawy egzystencji zbudować musieli sobie od zera. Otoczenie niekoniecznie było im życzliwe. A jednak zdobyli się na to – nie tyle oni sami, co następne pokolenie – by unieść ciężar budowy. Kościół był ważny. Miejsce kultu było potrzebne, wiara, która bierze się ze słuchania, starannie przekazywana.

W kazaniu podczas Mszy świętej dla młodzieżowych liderów w amerykańskim Phoenix były prefekt Kongregacji Nauki Wiary kardynał Gerhard Müller mówił, że tym co obecnie niszczy Kościół jest „opinia, że powinniśmy dostosować się do <<Zeitgeist>>, ducha epoki, a nie Ducha Bożego; aby relatywizować przykazania Boże i ponownie zinterpretować doktrynę objawionej wiary”.

Podczas gdy: „Będziemy szczęśliwi i wolni, gdy w duchu miłości przyjmiemy formę życia, do której Bóg powołał każdego z nas osobiście – w sakramencie małżeństwa, w kapłaństwie w celibacie lub w życiu zakonnym, zgodnie z trzema radami ewangelicznymi: ubóstwa, posłuszeństwa i czystości ze względu na Królestwo niebieskie”.

Joanna