Po triumfalnej podróży papieża Franciszka do Ameryki można stwierdzić, że media są zakochane w Wikariuszu Chrystusowym. Wielokrotnie komentatorzy, eksperci, prezenterzy i spikerzy zachwycali się papieżem. Doceniali łagodność, z jaką odnosił się do niepełnosprawnych, skłonność do całowania dzieci, ale w szczególności poruszeni byli przez jego “miłosierne” podejście, pragnienie dotarcia do tych, którzy są na marginesie. Zwykle przeciwstawiali jego łagodność jako przyjemną odmianę po bardziej zasadniczym i dogmatycznym stylu Benedykta XVI. Często słyszałem słowa rewolucyjny i przełomowy w odniesieniu do Ojca Świętego, a jeden z komentatorów westchnął, że nie byłby w stanie wyobrazić sobie powrotu Kościoła sprzed obecnego pontyfikatu.
Też kocham papieża Franciszka i doceniam niepowtarzalny styl i nowego ducha w Kościele. Sam mówiłem wielokrotnie, że jego pobyt w Ameryce to wiosna po długiej zimie związanej z okresem skandali seksualnych. Ale wzdragam się, gdy słyszę, że jest rewolucyjny i że odwrócił się od swoich poprzedników. Zdecydowanie zaprzeczam, jakoby miał być jedynie “mięciutką poduszeczką do pudru”, obojętną na grzech.
Wiele zamieszania wynikło z niezrozumienia nacisku, jaki papież kładzie na miłosierdzie. Nieco teologii dla wyjaśnienia. Mówienie, że miłosierdzie jest atrybutem boga jest błędne. Atrybutem Boga jest miłość. Miłosierdzie jest miłością, która kieruje się ku grzesznikowi. Dlatego sugerowanie, że miłosierdzie należy do natury Boga oznaczałoby, że do Jego natury należy też grzech, co jest absurdalne.
Jest to ważne, gdyż wielu uznaje przekaz o Bożym miłosierdziu jako równoznaczny z negacją grzechu jako takiego, gdyż – wydaje im się – grzech nie ma już znaczenia. Przeciwnie. Mówić o miłosierdziu, to mieć świadomość grzechu i jego niszczącej siły. Lub – by użyć ulubionej papieskiej metafory – zdawać sobie sprawę ze zranienia tak głębokiego, że nie tyle zwyczajne leczenie, co oddział ratunkowy, szpital polowy jest potrzebny. Pamiętajmy, że dwa lata temu, papież, zapytamy w wywiadzie, jak scharakteryzowałby sam siebie, odparł :”Grzesznik. Na którym spoczęło miłosierne spojrzenie”. Pamiętajmy, że nastoletni Jose Maria Bergoglio przeżył w sposób niezwykle głęboki i istotny dla jego dlaszego życia swoją relację z Chrystusem u kratek konfesjonału. Wielu zwraca uwagę na fakt, iż Jego Świątobliwość częściej mówi o diable niż jego nieodlegli poprzednicy, przy czym nie redukuje ciemnych mocy do niejasnej abstrakcji czy nieszkodliwego symbolu. Rozumie, że szatan to postać realna i niebezpieczna.
Gdy papież mówi o wykluczonych, ma na myśli zarówno tych, którzy są ekonomicznie czy politycznie gorzej sytuowani, jak i tych, którzy są pozbawieni Bożej łaski, ubodzy duchowo. Jednych i drugich chciałby wprowadzić w lepszy świat. Mówiąc o miłosierdziu, nie twierdzi jednak: “ja jestem w porządku, wy jesteście w porządku”. Nawołuje do nawrócenia. Wszyscy są zaproszeni do Kościoła Chrystusowego, ale na warunkach Chrystusowych, nie swoich własnych.
Wolno nam cieszyć się pięknem stylu Franciszka, ale nie róbmy z niego adwokata “cokolwiek się zdarzy” liberalizmu. Święty Augustyn dawno temu pouczał nas, że miłosierdzie i nędza to dwie strony tej samej monety.
Bishop Robert Barron, October 13, 2015
za:
http://www.wordonfire.org/resources/article/pope-francis-and-true-mercy/4948/