Kilka myśli o Kościele w czasie zarazy


Na jednym z portali, powszechnie uznawanym za katolicki, czytam, że decyzja biskupów o dyspensie od Mszy niedzielnej to „zniesienie przykazania Dekalogu”. Gdzie indziej piszą, że biskupi włoscy, odwołując niedzielne Msze, opuścili swoich wiernych i ulegli duchowi tego świata, Tymczasem w kościele muszę dyskutować z niezbyt grzecznym panem, który jest zbulwersowany brakiem wody święconej w kropielnicach. Godzinę później woda w kropielnicach już jest, bo ktoś stwierdził, że jest mądrzejszy od proboszcza i po prostu dolał jej z pojemnika, który był wystawiony po to, żeby ludzie mogli brać wodę święconą do domu.

Mieszam tu internetowe opinie i konkretne wydarzenia z parafii, bo uważam, że jakoś się one ze sobą wiążą. Stawiam tezę, że opór części katolików wobec zaleceń Episkopatu na czas epidemii niekoniecznie jest oznaką religijnej gorliwości i zdrowego „instynktu wiary”, ale jest raczej długofalowym skutkiem kształtowana katolickiej opinii publicznej przez konkretne portale, internetowych katocelebrytów czy zwykłe media, promujące od dłuższego czasu postawę dystansu czy wręcz pogardy wobec prawowitej hierarchii. I nie chodzi tu bynajmniej o media związane z tzw katolicyzmem liberalnym (których wpływ jest, jak sądzę, stosunkowo niewielki jeśli chodzi o ludzi autentycznie zaangażowanych w życie Kościoła). Wspomniane media czy portale promują coś na kształt alternatywnej hierarchii i alternatywnego magisterium, przekazywanego przez księży i świeckich, którzy „nie boją się mówić prawdy”. Łatwo dajemy się na to nabrać, bo żyjąc w świecie chaotycznym, w którym nieraz „nawet prorok i kapłan niczego nie pojmując, błąkają się po kraju” (Jr 14,18), nagle możemy usłyszeć głos jednoznaczny, surowy, bezkompromisowy i nieustraszony.

Widzę tu jednak podwójną pułapkę. Po pierwsze, ten jednoznaczny i bezkompromisowy głos często nie płynie od ludzi, którzy posiedli jakąś mistyczną wiedzę albo nadzwyczajną mądrość i po prostu nie ulegają zaślepieniu, w którym trwa większość z nas. Najczęściej więcej niż obiektywnej pewności jest tam subiektywnej pewności siebie. Ci z nas, którzy mają okazję czasami wypowiadać się publicznie, wiedzą, jak potrafi uskrzydlać człowieka samo to, że przemawia i że jest słuchany – jak znika większość znaków zapytania, zacierają się niuanse, a słowa same układają się w składne zdania. Nie jest to złe samo w sobie, być może jest w ogóle warunkiem jakiegokolwiek nauczania, ale mam wrażenie, że niektórych to upojenie niesie zdecydowanie za daleko, wbijając ich w pychę.

Po drugie, widzę jak ktoś (czyt. wspomniane media i środowiska) niepostrzeżenie wbija klin między hierarchę z jednej strony, a wiernych świeckich i „szeregowych” księży z drugiej. Przypomina to (oczywiście przy zachowaniu koniecznych proporcji) sytuację z IV wieku, kiedy w Afryce Północnej szerzyła się schizma donatystów. Byli to zwolennicy biskupa Donata z Kartaginy, chlubiący się tym, że w przeciwieństwie do wielu katolików (a nawet biskupów), mężnie znieśli prześladowania. Nazywali sami siebie „Kościołem męczenników” i właśnie na swojej bezkompromisowości fundowali swój autorytet, jednocześnie odmawiając jakiegokolwiek autorytetu Kościołowi Rzymu i jego hierarchom. Przeciwko nim z mocą wystąpili tacy ludzie, jak św.Augustyn, wskazując na to, że Kościół nie jest klubem świętych, ale Chrystusowym Ciałem.

Kościół jest Ciałem Chrystusa. Nie jest rozsianą po całym świecie siecią ludzi, których łączą wspólne poglądy i wspólny wróg. Jest konkretnym ciałem, widzialną rzeczywistością, złożoną z duchownych i świeckich, starych i młodych, uczonych i nieuczonych, odważnych i tchórzliwych, ascetów i hedonistów. Ma konkretną twarz – lokalnego proboszcza, sąsiadów z kościelnych ławek, starszego pana który od 50 lat służy w komży do Mszy o tej samej porze… Jest to jedyny prawdziwy Kościół. Inne Kościoły – internetowy Kościół radykalnych i doskonałych, podobnie jak inteligencki „Kościół otwarty”, to Kościoły wymyślone, idee […].

Kościół jest Ciałem – pięknym i pełnym życia, ale też ociężałym, obolałym, nieeleganckim, starczym, z nadwagą i koślawo powykrzywianymi członkami. I nie daje się kształtować do końca naszym ideom i pragnieniom – tak jak nasze własne ciało, na które w jakimś stopniu możemy wpływać, ale które w przeważającym stopniu musimy po prostu przyjąć, z pokorą, miłością i poczuciem humoru. Jeśli ktoś próbuje nas zarazić ideą innego, lepszego Kościoła, to raczej nie płynie to z Bożego Ducha.

Więc jeśli czujesz się zagubiony/a, bo nie wiesz już, czy masz stanąć po stronie ludzi organizujących demonstrację pod hasłem „odzyskajmy nasz Kościół”, czy może po stronie upadłego biskupa nie wymieniającego Franciszka w Modlitwie Eucharystycznej – to wiedz, że taką alternatywę ktoś Ci tylko próbuje wmówić, wpychając w myślenie partyjno-klubowe, a prawdziwa droga jest gdzie indziej. Jest nią myślenie i wierzenie po katolicku, kat’holon – „według całości”. Jest nią krytyczne sprawdzanie tego, co czytasz czy co ktoś podsyła, a nie przyjmowanie poglądów „w pakiecie”. Jest nią przeżywanie własnego chrześcijaństwa przede wszystkim jako uczestnictwa w Ciele, a nie jako starcia idei i poglądów.

„Wiele zaś jest dróg Pana, chociaż On sam jest drogą. Lecz gdy mówi o sobie nazywając się drogą, ukazuje rację, dla której przypisuje sobie tę nazwę: <Nikt nie może przyjść do Ojca, jak tylko przeze Mnie>. Trzeba się więc pytać o wiele dróg i rozważać wiele z nich, aby przez poznanie wielu znaleźć tę jedyną, która jest dobra, odkryć tę, która wiedzie do życia wiecznego” (św.Hilary z Poitiers, Komentarz do Psalmu 128).

PS.Wiem że to, co napisałem jest jednostronne, ale nie wydaje mi się przez to nieprawdziwe.

 

ks. dr Andrzej Persidok